ISBN | 978-83-63671-05-1 |
---|---|
Liczba stron | 32 |
Oprawa | twarda |
Gdy lodówka świeci pustkami, a w brzuchach burczy z głodu, trzy koty wpadają na wyśmienity plan… Potrzebny im tylko pingwin.
Czy pingwinowi uda się uciec i wrócić do domu na kolację?
Ile pingwinów znajdziesz w jednym mieście?
Typowy dzień pingwina wygląda mniej więcej tak: nurkowanie, łowienie ryb, dreptanie po lądzie, ślizganie się na brzuchu, grupowanie się w stada (są to zwierzęta towarzyskie), od czerwca-lipca wysiadywanie jaj. Typowy dzień kota składa się ze spania i rozrabiania.
Ale „Pingwin w opałach” to nie jest typowa historia i wszystko przebiega nieco inaczej.
Źródło historii tkwi w kocich brzuchach – otóż pewnego dnia trzy brzuchy należące do trzech kotów tworzących jedną szajkę, w pewnym momencie okazały się puste. Koty po przeszperaniu wszystkich zakamarków uzbierały trzy monety, w sam raz na zakup trzech ryb. Ach, wszystko by się skończyło tak właśnie, gdyby nie magia kina! Ten oto cudowny wynalazek stanął na drodze do sklepu rybnego trzem kinomanom i tak zamiast trzech kolacji kupili oni trzy bilety do kina. I warto było! Film opowiadał o pingwinie, który jest świetnym pływakiem i doskonale łowi ryby. Ten obraz tak podziałał na wyobraźnię kotów, że postanowiły porwać pingwina z zoo, żeby dostarczał im śniadania, obiady i kolacje. Po co komu ryba, skoro można mieć wędkę, a w tym przypadku pingwina! Ale mimo że szajka jest cwana, bystry pingwin wyczuwa zagrożenie i wymyka się kocim łapom. I tuta zaczyna się historia typu „gdzie jest Wally”, ma ona jednak dużo bardziej żartobliwy charakter. Pingwinowi daleko do kameleona, chociaż nie potrafi dopasowywać się do otoczenia, udaje mu się znaleźć miejsca i towarzystwo, do których on pasuje idealnie i może zgubić się w tłumie. Szajka tropi, pingwin się chowa, czyli zabawa w kotka i myszkę trwa. Mimo że koty mają liczebną przewagę, to przegrają z bystrym nielotem. Mamy zatem szczęśliwe (dla pingwina) zakończenie, w którym cwaniaków spotyka kara, a pora karmienia pozwala wrócić do miłej rutyny oznaczającej pełny brzuch.
Świetna, żartobliwa kreska Helen Hancocks kreśli sprytnego przecież pingwina z niezmienną, nieustannie lekko zaskoczoną miną, co zapewne ma nauczyć młodych czytelników, żeby nie sądzić po pozorach. Konteksty, w których umieszcza porwanego ptaka, są cudownie proste i zabawne – znalezienie w codziennym życiu miasta osób pingwinopodobnych okazuje się dość prostym i dowcipnym zabiegiem.
Książkę wydała Łajka, która już od pierwszych swoich publikacji („Niedobry kotek” i „Głupiutki piesek”) zachęca do tego, by zajrzeć pod obwolutę. Zajrzyjcie więc - i tam, i do książki.
Ula Jankowska
(źródło: ryms.pl)
Dla ciekawskich, co mają dobre oko
Po lekturze "Pinwgina w opałach" sympatia do tych nielotów może wzrosnąć. Empatycznie będziemy współczuć pingwinowi, który został porwany przez kocią szajkę i miał być zmuszany do dostarczania im ryb na śniadanie, obiad i kolację, ale spokojnie, to dopiero punkt wyjścia tej historii. Pingwin może jest i cichym i niepozornym zwierzęciem, ale na pewno charakteryzuje się dużą przenikliwością umysłu, szybko identyfikuje sytuację i znajduje dla niej rozwiązanie - ucieczka. Mały uciekinier znajduje się w wielkim mieści. A tam wykazuje się umiejętnościami wtapiania się w tło. Gdzie może ukryć się pingwin ścigany przez szajkę trzech wygłodniałych kotów? Jeśli wytężymy wzrok, uśmiechniemy się nie raz.
(źródło: kultura.gazeta.pl)
Helen od kotów
Podobno gdy nie jest zajęta rysowaniem kotów, można ją znaleźć w kinie. Ale i tam też zapewne wybiera produkcje z kotami w roli głównej, jak choćby tę: „O kocie, który pokonał przejmujące zimno”.
Ale głównym zajęciem Helen Hancocks jest wymyślanie i rysowanie historii o kotach. Pierwsza z nich, opublikowana przez wydawnictwo Templar, nosiła tytuł „Penguin in Peril” (2013). W Polsce wydało ją sopockie wydawnictwo Łajka pod tytułem „Pingwin w opałach”. Koty wg Hancocks to spryciarze, obdarzone ponadprzeciętną inteligencją. Czasami, jak w przypadku omawianej opowieści, są także rabusiami zakładającymi rybny kartel. W kocim świecie wszystko się może zdarzyć. Nikogo nie powinna dziwić więc kocia wyprawa do kina czy knucie sprytnego planu, który miał leżeć u podstaw „rozboju stulecia”. Wszystko to jednak nie z chęci bycia sławnym czy próba zapisania się na kartach kryminalnej historii. Cała sprawa z porwaniem pingwina (mistrza w łapaniu ryb) miała inną, bardziej przyziemną przyczynę, mianowicie – głód.
Hancocoks uwodzi niezwykłym poczuciem humoru. Jak mało kto czuje ironię i włada nią bezbłędnie, jak wtedy gdy posyła koty w pościg za pingwinem. „Ale pingwina trudno wypatrzeć”. Na mieście aż roi się od jego sobowtórów (zakonnic, nienagannie ubranych dżentelmenów czy kelnerów). Wszyscy jota w jotę czarno-biali. Książka Helen Hancocoks z pewnością spodoba się polskim czytelnikom. Jej angielski humor niewiele różni się od naszego. Historie, które muszą podpowiadać jej same koty, są niezwykle filmowe. „Pingwina w opałach” czyta się i ogląda jak dobry scenorys. Tło jest dobrze zarysowane, a postaci wyraziste i zmuszające odbiorcę do tego, aby je polubił albo znienawidził. Wszystko jak w rasowym kryminale. Ktoś stanie po stronie porwanego pingwina, innych zafascynuje przebiegłość rudych rabusiów. Czy to dobrze, czy źle? Nie podejmuję się rozstrzygania. Cóż, jedno jest pewne, syty głodnego nie zrozumie.
Dariusz Szymanowski
(źródło: fathers.pl)